Miło nam jest poinformować, że uczeń naszej szkoły Franciszek Matoga z klasy IVa , znalazł w się gronie finalistów 31. Ogólnopolskiego Konkursu im. Jana Parandowskiego na opowiadanie olimpijskie, zorganizowanego przez Polski Komitet Olimpijski pod honorowym patronatem Ministra Edukacji i Nauki. Do udziału w tegorocznym konkursie przesłano w jego kategorii 181 opowiadań. Nasz uczeń uplasował się w gronie 20 finalistów. Składamy serdeczne gratulacje Franciszkowi i życzymy dalszych sukcesów zarówno twórczych jak i sportowych .
Zachęcamy również do przeczytania opowiadania pt: „M(i)ecz przeznaczenia”, autorstwa naszego ucznia. Życzymy miłej lektury
M(i)ECZ PRZEZNACZENIA
Autor:Franciszek Matoga kl 4a
Wtorek był wyjątkowo słoneczny. Otworzyłem okno i poczułem zapach kwitnącej jabłoni. Ucieszyłem się bardzo, że mój dzisiejszy trening piłkarski w TS Sparta odbędzie się wreszcie w plenerze. Czekaliśmy na to całą zimę! Wziąłem torbę i korki pod pachę i koło trzeciej poszedłem na boisko.
Kiedy rozmawiałem z kolegami nagle nasz trener podbiegł do nas dysząc.
– Dzisiaj gramy niezapowiedziany mecz! – Krzyknął pokazując na wielką czarną chmurę, która wyłaniała się zza horyzontu.
– Aaa-ale jak to? – Zapytałem zdziwiony patrząc na chmurę.
– Normalnie! Tam w tej chmurze są nasi tajemniczy rywale. Nie wiem kto to.- Odpowiedział mi trener.
Przypomniałem sobie właśnie jak w pewnym serialu pod tytułem „Ninjago” pod postacią takiej właśnie chmury przybywały siły ciemności (zakon ONI). Jakież było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem kto stoi w szatni przeciwników! Tak! to ONI! Nie mogłem uwierzyć kiedy zobaczyłem tam: Omegę,który wyłaniał się właśnie z czarnych macek, powstałych z wielkiego kryształu w Ninjago City. Za nim stała większość legionu zagłady i ich szef: Mroczny Władca inaczej Overlord (czyli król całego zła na tym świecie). Wszyscy szykowali się do meczu z TS Sparta.
Pan trener podbiegł do mnie i wyciągnął za koszulkę.
– Nie zbliżaj się do nich! – Krzyknął i zapytał:
– Znasz ich? Widziałeś ich kiedyś? Wyglądają niebezpiecznie…- Nie dokończył.
– Tak!- Odpowiedziałem ostro i szybko.
– Eee… Więc kto to jest?
– Legion Zagłady. Z bajki… Myślałem, że nie istnieją! A tu proszę!
Trener nie mógł uwierzyć własnym uszom. Ja też oraz reszta naszej drużyny była bardzo zdziwiona. Wszyscy rozumieli, że nie mamy z nimi szans.
– Przydaliby się tu ninja skoro ONI tu są, to czemu nie ninja? – Pomyślałem sobie rwąc trawę ze zdenerwowania.
Chwilę później zaczęliśmy się rozgrzewać, rozciągać i robić inne ćwiczenia ruchowe. Minęła chwila i zacząłem myśleć o tym, że ONI jak to ONI: pewnie będą grali nie fair –tak jak robili we wszystkich filmach. Później żeby się nie nudzić zacząłem robić kapki, a adrenalina sprawiła że pobiłem swój rekord. 86!
– Nieźle się zaczyna! – pomyślałem.
Minęła piętnasta czterdzieści pięć, a trener zwołał nas wszystkich abyśmy mogli w spokoju obmyślić zawiłą strategię. Ja niestety jak zwykle poszedłem na obronę, a najbardziej lubię grać na ataku lub pomocy, ale było całkiem nieźle!
Kiedy wybiła równa szesnasta mecz się zaczął i wystarczyło zaledwie dziesięć minut żebyśmy mogli przegrywać dwadzieścia pięć do dwóch. Krótko mówiąc: miażdżyli nas!
Po chwili wynik przeciwnika był dwukrotnie większy, ale nasz ciągle taki sam! Nie dopuścili nas do piłki nawet pięć razy. Nie obyło się bez fauli. Omega walnął swoim wielkim berłem mojego najlepszego kolegę! Wpakował nim piłkę do naszej bramki tak, że pchnął zawodnika na ziemię: mieliśmy o jednego mniej! Później zostało nas już tylko pięciu,. Rezerwowi też dostali kontuzje, więc mieliśmy jeszcze mniejsze szanse na wygraną!
Nagle usłyszałem jakiś dziwny, elektroniczny głos, który powiedział:
– Mamy 28% szans na wygraną.- Powiedział głośno.
Zaraz, zaraz. Już kiedyś ten głos słyszałem – pomyślałem. Nagle coś białego i błyszczącego wyskoczyło z krzaków. Przyjrzałem się lepiej i zobaczyłem, że to Zane (czyt. Zejn)!
A przecież Zane to jeden z ninja! Czy są także i inni? Za nim wyskoczył Kai, Jay, Cole, Nya i Złoty Ninja – Lloyd! Pierwsze co zrobił Lloyd to uwolnił pełnię swojej mocy! Nagle jego energia rozświetliła całe boisko! Błysk ten widoczny był nawet na parkingu Biedronki. Później Lord Garmadon, który tym razem przybył razem z ninja oślepił zakon ONI blaskiem pancerza Mrocznego Władcy. Nagle siły ciemności rozstąpiły się uciekając przed tym pancerzem.
– Wygrana jest już prawie nasza! – ucieszyłem się.
Lloyd i Zane mieli już do czynienia z Mrocznym Władcą. Zane jest przecież ninjadroidem (hybrydą robota i ninja) więc podczas walk moce spowodowały, że wybuchł. Na szczęście go odbudowali. Lloyd w przeciwieństwie do Zane jest prawdziwym ninja z krwi i kości! Tak! Przecież Lloyd jest teraz Złotym Ninja więc z pewnością nie ulegnie takiemu samemu zniszczeniu! To on powinien przystąpić do walki. Lloyd chyba przeczytał mi w myślach, bo powiedział:
– Już się robi!- Po czym otworzył złotego smoka i wystartował nad naszymi głowami. Zadał Mrocznemu Władcy potężny cios, który spowodował, że wyleciał do lasu. Kiedy ONI to zobaczyli wycofali się do krainy ONI i smoków z sezonu 9 LEGO Ninjago.
– Chyba nie mamy już z kim grać, chłopaki!- Zauważył Kai śmiejąc się, a przy tym kapkując piłką. Jay szybko mu ją wyrwał i poleciał na swoich piorunach pod bramkę. Wpakował ją 300 razy w siatkę!
– Zobaczcie! Trzech ONI jeszcze zostało!. Co z nimi zrobimy? Zapytałem wskazując na trzech wojowników ONI, którzy nie zdążyli uciec do portalu swojego królestwa.
– Tak się nie gra. Musimy wygrać fair. Niech staną do ostatecznej walki. – dodałem.
Trener zdecydował, że najlepiej będzie kiedy staną do walki w karne, w których byłem mistrzem! Oni nie ćwiczyli footballu więc w karnych nie radzili sobie dobrze. Wcześniej wygrywali tylko przez przemoc. Gra fair play nigdy nie była ich mocna stroną!
– Wygraliśmy!!! – Cała Sparta wraz z trybunami cieszyła się z wygranej.
Po meczu, który nazwaliśmy Meczem Przeznaczenia ninja musieli wracać do swojego świata: Ninjago City, bo akurat był tam atak ninjadroidów i mieli ręce pełne roboty. Podziękowaliśmy im za pomoc i zanim pożegnaliśmy się z nimi ostatecznie, skorzystałem z okazji i spytałem Kaia czy nie mógłby przekazać mi ćwiartki swojej potężnej mocy. Kai zgodził się bez namysłu i dał mi trochę swojej mocy ognia.
– Ogień? Dla mnie super! – cieszyłem się.
Coraz mocniej wyczuwałem apetyczny zapach pieczonego chleba. Nie wiedziałem o co chodzi, był coraz bliżej! Czy mecz tak bardzo pobudził mój apetyt? Zapach dochodził nie skąd inąd tylko z kuchni. To mój tata robił właśnie grzanki na śniadanie, a cały Mecz Przeznaczenia był snem. Zwykłym, ale za to bardzo smacznym.